25 sie 2009

Hiromi's Sonicbloom - Time Control [2007]

Ostatnia aktualizacja prawie miesiąc temu... cóż, winna jest wszystkiemu magia najdłuższych wakacji życia! [nie, nie usprawiedliwiam się z lenistwa] Czas jednak powrócić do muzycznych uniesień i zareklamować kolejny album.

Tym razem padło na debiut formacji Hiromi's Sonicbloom, frontowanej przez jedną z najbardziej utalentowanych współczesnych pianistek jazzowych - Hiromi Uehara. Piszę debiutancki album, choć tak naprawdę jest to już czwarty album w jej karierze, gdyż wcześniej nagrywała po prostu jako Hiromi. Skąd taka nagła zmiana? Ano stąd, że Hiromi postanowiła, aby do mixu klawisze-perkusja-bass dołożyć jeszcze gitarę elektryczną.

W efekcie powstał czysty album fusion, który skutecznie cieszy ucho, a nawet dwa. Kompozycje są bardzo zróżnicowane, od lekkich i wesołych "jamów", przez cięższe i szybsze popisy, aż po dźwięki lekko eksperymentalne. Głównym atutem albumu jest definitywnie mistrzowska gra Hiromi, która skrzętnie żonglując pomiędzy fortepianem a syntezatorem udowadnia, iż nie ma sobie równych. Na słowa pochwały zasługują również szybki basista oraz ultra-dokładny perkusista, któremu nawet w kilkunastominutowych piosenkach nie zdarza się zgubić rytmu [widać to szczególnie na koncertach]. W całości blado wypada niestety najnowszy nabytek - elektryk. Nie zarzucam mu złej gry, gdyż tak definitywnie nie jest, jednak w duecie z pianinem gitara brzmi mdło i bezdusznie. A szkoda.

Jeśli jesteś miłośnikiem jazzu, a w szczególności fusion, zalecam sięgnąć po Time Control, a na pewno się nie zawiedziesz. Pozostali - lepiej podszkolić się w klasykach.

Sample audio

Ocena: * * * * [w skali 5]

Download mp3 v0

28 lip 2009

Alcest - Souvenirs D'un Autre Monde [2007]

Nienawidzę Francji. Ludzie zamieszkujący te piękne tereny w większości mnie drażnią, a sam język przyprawia o ból głowy [dziwie się, jak ktoś może uważac go za piękny, dla mnie to niekontrolowany bełkot]. Dlatego też, kiedy ktoś polecił mi album francuskiego muzyka, podchodziłem doń ze sporym dystansem. Nie pomagał też fakt, iż ów muzyk był mocno zaangażowany w scenę black metalową [za którą również nie przepadam, choć zdarzają się wyjątki].

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po włączeniu płyty usłyszałem czysty shoegaze, i to w najlepszym jego wydaniu. Album obfituje w tzw. gitarowe "ściany dźwięku" i zniekształcane [aczkolwiek melodyjne] wokale, lecz mimo to jest tu również spora doza czystej gitary elektrycznej,  akustycznej, a wszystko to doprawione szczyptą muzyki "world". Są jednak miejsca, gdzie black metalowe korzenie da się usłyszeć, zwłaszcza w partiach perkusji, ale moim zdaniem idealnie wkomponowują się w shoegaze'owe piękno i melancholię.

"Souvenirs D'un Autre Monde" w wolnym tłumaczeniu znaczy "pamiątki z innego świata" [viva la dictionaire!] i tytuł ten idealnie oddaje atmosferę panująca na albumie. Słuchając go po raz pierwszy wiele razy uciekałem w owy świat, zapominając o tym, co miałem akurat zrobić. Naprawdę niewiele albumów wywołuje u mnie takie reakcje, jednak Alcest się to udało, co świadczy tylko pozytywnie o prezentowanej tutaj muzyce. Nie przeszkadzał mi nawet tak znienawidzony przeze mnie język. Na pochwałę zasługuje również fakt, iż cała muzyka, wszystkie instrumenty i wokale [z pominięciem gościnnych na piątym kawałku], były komponowane i nagrywane przez jedną osobę. Wielkie brawa za osiągnięcie takiego dźwięku w pojedynkę.

Pomimo mojej niechęci do Francji, album Alcest okazał się być kawałem dobrej i, co najważniejsze, magicznej muzyki.

Sample audio

Ocena: * * * * * [w skali 5]

Download mp3 v0

26 lip 2009

Fever Ray - Fever Ray [2009]

Z okazji zbliżającego się koncertu w Polsce, postanowiłem odświeżyć sobie jedno z ciekawszych wydawnictw tego roku - Fever Ray. I o ile już wcześniej uważałem tą płytę za dobrą, tak teraz jeszcze bardziej zyskała w moich uszach.

Jeśli powyższy pseudonim niewiele wam mówi, zalecam odsłuchanie kawałka The Knife - Heartbeats. Znane? Fever Ray to właśnie solowy projekt lepszej połowy tego duetu, Karin Dreijer Andersson. Jeśli jednak spodziewacie się w dalszym ciągu lekkiego electro z domieszką dance to możecie się srogo zawieść. Debiut Fever Ray to płyta mroczna, poważna i odrobinę smutna.

Album otwiera pierwszy singiel, lekko dark ambientowy "If I Had a Heart", w którym fani The Knife od razu rozpoznają charakterystyczny wokal, i który idealnie wprowadza w mroczny nastrój. Drugi singiel, "When I Grow Up", jeszcze mocniej rozbudowuje klimat chwytliwą melodyką i niebanalnym tekstem. Następne utwory ukazują przede wszystkim eksperymenty Karin z własnym głosem oraz fascynację rytmami Afryki, nigdy nie zapominając jednak o zachowaniu odpowiedniego nastroju oraz chwytliwych, synthpopowych melodii. Najlepszym utworem albumu jest zdecydowanie przedostatni, "Keep The Streets Empty For Me", który choć oparty na prostym rytmie, chwyta za serce i pozwala mi się zanurzyć w ciemnym, samotnym świecie. Od całości odstaje nieco jedynie "Seven", który swoim szybszym rytmem wydaje się nieco zbyt "wesoły", ale można potraktować go jako swoistą przerwę.

Fever Ray to zdecydowanie jeden najlepszych debiutów, a w moim osobostym rankingu dotychczas numer jeden wydawnictw roku. Z niecierpliwością oczekuję koncertu.

Sample audio

Ocena: * * * * * [w skali 5]

25 lip 2009

Rush - Snakes & Arrows Live DVD [2008]

Miało być okazyjnie, a jednak swój pierwszy poważny wpis tutaj poświęce koncertowi, który parę dni temu zdarzyło mi się obejrzeć na DVD. Mowa tutaj o zapisie z ostatniej trasy kanadyjskiego trio Rush - Snakes & Arrows Live. Jak nazwa wskazuje, była to trasa promująca ich najnowszy studyjny krążek.

Występ rozpoczyna się jedną z klasycznych kompozycji, a mianowicie "Limelight" z albumu Moving Pictures. Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy jest wyposażenie perkusisty - widok Neila Peart'a otoczonego zewsząd bębnami, talerzami, czy nawet własnoręcznie skonstruowanymi elektronicznymi cymbałami robi wrażenie. Na scenie akompaniują mu rzecz jasna Alex Lifeson [gitary] oraz Geddy Lee [bas, wokal, klawisze]. Cała trójka prezentuje mistrzowski poziom opanowania instrumentów, przy czym znajdują jeszcze miejsce na sceniczne żarty i ogromną swobodę. Zadziwiające, że ludzie, którzy nagrywają muzykę już od ponad 30 lat posiadają w sobie tak wiele energii, jakby był to wciąż jeden z ich pierwszych występów.

Jednak pomimo tak bezbłędnego zagrania, podczas oglądania miałem mieszane uczucia. Pierwszy problem dotyczy setlisty. Jako, że jest to mimo wszystko trasa promująca nowy album, sporo kawałków pochodzi właśnie ze Snakes & Arrows. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, iż w porównaniu ze starszymi hitami wypadają one dość słabo...

Drugim, najpoważniejszym problemem jest produkcja. Dziwnym jest, że największą wagę przywiązano do menusów oraz filmów wprowadzających [które są zabawne, aczkolwiek na dłuższą metę niepotrzebne], a zapomniano o porządnym zmasterowaniu dźwięku. Do wyboru mamy ścieżki 5.1 i 2.0, ale obie brzmią okropnie. Gitara często gubi się w natłoku dźwięków, a wokale w pewnych partiach są wręcz niezrozumiałe. Ten mały szkopuł skutecznie odbierał mi przyjemność oglądania.

Są momenty wspaniałe, jak np. kilkuminutowe solo perkusji, gdzie Peart demonstruje różne style, od rocka, aż po jazz, czy chwile, kiedy Rush przypomina nam swoje największe hity. Duża część jest jednak średnio interesująca, szczególnie, że całość trwa ponad 2,5h. Czy warto? Jeżeli jesteś fanem Rush, jak najbardziej. Zobaczysz swój ulubiony zespół w świetnej formie i miejscami poczujesz się jak na prawdziwym koncercie. Jeśli jednak dopiero chcesz się zapoznać z dokonaniami zespołu - uderzaj gdzie indziej.

Video sample

Ocena: * * * [w skali 5]

Bonusowa płyta z bootlegami piosenek, których zabrakło w głównym koncercie okazała się świetnym dodatkiem.

24 lip 2009

Inauguracja

Dziś, o zazwyczaj dla mnie niepóźnej, aczkolwiek dziś jak najbardziej późnej porze, następuje uroczyste otwarcie mojego własnego bloga traktującego o muzyce. Szampan! Szampan dla wszystkich! 

Pomysł zrodził się w mojej głowie już jakiś czas temu, jak i wiele innych pomysłów będących efektem nadmiaru wolnego czasu [którego, jak na ironię, coraz mniej - ale nigdy nie może być za łatwo]. Zamierzam umieszczać tutaj głównie amatorskie recenzje albumów, okazyjnie koncertów [w wersjach dvd, jak również tych, w których sam uczestniczyłem], a jeszcze rzadziej muzycznych przemyśleń. Na pohybel profesjonalnym krytykom!

Chwilowo [a od chwili do wieczności krótka droga] na standardowym szablonie, bez zmiany kolorów, a nawet bez porządnego logo. Trochę wstyd, ale na brak umiejętności [czyt. chęci] większej rady nie ma.

Tak, jestem zboczony na punkcie nawiasów kwadratowych.